- Nie chodzi o to, żeby uprawiać zawód aktora i umrzeć jako aktor, tylko o życie - mówi aktor TOMASZ KOT.
DONATA SUBBOTKO: Patrzy pan na siebie i widzi Religę? TOMASZ KOT: Odczepiam się od siebie po trzeciej scenie. Kiedy widziałem pierwszą wersję "Bogów", surową, jeszcze nieudźwiękowioną, wciągnęła mnie historia, więc pomyślałem, że film jest OK. Ale nie jest tak, że widzę Zbigniewa Religę. Nie lubię siebie oglądać, zwykle tracę cierpliwość i myślę, że można było lepiej. Nie lubi pan siebie oglądać, bo na ekranie nie jest już pan sobą? - Zrobiłem, co mogłem. Mam takie podejście, że być może to, co robię, nie zawsze wystarcza, ale jeśli zrobiłem, co mogłem, to śpię spokojnie. Na widowni festiwalu w Gdyni chyba pan nie spał? - Na festiwalu, gdzie widziałem ostateczną wersję, patrzyłem na film i obserwowałem widownię. Ludzie reagowali żywiołowo, kilka razy bili brawo. To mnie zaskoczyło, byłem wzruszony. Bardziej przeżywał pan historię Religi czy swoją własną? - Pod każdą scenę miałem jakiś swój mo