Czyli "sprawa w Rzeszowie". Tak, w Rzeszowie, a nie we Fredrowskim Osieku, a to za sprawą Józefa Opalskiego, niezłomnego propagatora sztuki Kurta Weilla. Po Krakowie, Katowicach przyszła kolej na Teatr im. Wandy Siemaszkowej. Wydłuża się lista miast, w których Józef Opalski wypełnia swą misję szerzenia "seksualnego zła" pod znakiem songów Weilla. Przedstawienia pęcznieją, zmieniają się teatralne koncepcje, tytuły i... rośnie lista protestów oburzonej tzw. opinii publicznej. "Sprawa w Rzeszowie" to dzwoniące w teatrze i Wydziale Kultury telefony, to głosy urażonej części rzeszowskiej publiczności, które dają do zrozumienia, że spektakl jest niemoralny, nieskromny, gorszący (przypomnę, że w Katowicach nie obyło się bez podobnych skandali). Z jednej strony tak żywy odbiór może tylko cieszyć, z drugiej jednak także zasmucać. O ludzka hipokryzjo! Gdzie Weillowi do telewizyjnych różowych serii, długich półek z pornosami w wideo-wypożyczalniach
Tytuł oryginalny
Gwałtu, co się dzieje!
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 120