- Poszedłem do szkoły teatralnej z myślą, że skończę wydział aktorski i pójdę na reżyserię. Pech chciał, że na IV roku dostałem nagrodę i angaż do Narodowego, moje wszystkie plany życiowe wzięły w łeb. I teraz, po czterdziestce, do nich wracam - mówi Grzegorz Małecki. Aktor Teatru Narodowego próbuje swoich sił jako reżyser, wystawia "Tchnienie" Duncana Macmillana. Premiera w sobotę 8 września.
Izabela Szymańska: Bohaterowie "Tchnienia" przypominają mi bohaterów seriali, takich jak "Dziewczyny": żyją w mieście, są przytłoczeni liczbą bodźców i w związku z tym nie są w stanie podjąć decyzji, które dla poprzednich pokoleń były oczywiste. Myślisz, że to diagnoza młodych ludzi dzisiaj? Grzegorz Małecki: Nie lubię publicystycznych tez i diagnoz w teatrze. Uważam, że teatr nie powinien odpowiadać na pytania. Teatr powinien je zadawać. Ale rzeczywiście Duncan Macmillan złapał w niezwykle zabawny i inteligentny sposób to, kim teraz jesteśmy. Szczególnie pokolenie 20-, 30-, a może i 40-latków. Z jednej strony całą wiedzę świata mamy w zasięgu ręki, a z drugiej jesteśmy pogubieni i samotni. Codziennie powstają nowe komunikatory, a nie potrafimy ze sobą rozmawiać. To dość czuła opowieść o dwójce ludzi. Bohaterowie zadają pytania, które chyba każdy myślący człowiek sobie zadaje: po co żyjemy, jaka jest nasza rola w kosmosie i j