- Podczas jednej z pierwszych prób do "Tchnienia" powiedziałem aktorom, że marzy mi się, aby nasz widz miał jedno tylko poczucie: że miło spędził półtorej godziny w teatrze. I żeby miał ochotę na seks - mówi Grzegorz Małecki, aktor Teatru Narodowego w Warszawie w rozmowie z Piotrem Zarembą w magazynie Plus Minus Rzeczpospolitej.
Spytałem 29-letniego aktora, czy chciałby reżyserować. Odpowiedział: jeszcze do tego nie dojrzałem. Pan dojrzał? Od dwóch miesięcy na małej scenie Teatru Narodowego można oglądać "Tchnienie" stworzone pod pana batutą. - Każdy aktor po czterdziestce zaczyna sobie pluć w brodę, że wybrał ten zawód, i każdy chce reżyserować. Chociaż ja marzyłem o tym już na studiach aktorskich, miałem brać urlop dziekański, żeby iść na reżyserię. Nie zgodziła się moja opiekunka roku, profesor Zofia Kucówna. Powiedziała: "skończ wydział aktorski, pograj trochę, a potem będziesz mógł reżyserować jako doświadczony aktor. Wielu tak robi". No to robię. Czyli nie ma pan kwalifikacji - jak reżyser w filmie "Superprodukcja". - No, dziękuję panu bardzo. Może bardziej jak dyrektor Jan Englert, który reżyseruje od dziesiątków lat. (śmiech) Wielu aktorów wchodzi na tę drogę. Jestem głównie aktorem teatralnym. Miałem kilkadziesiąt premier w Teatr