Niedobry to omen, gdy reżyser przenosi sztukę salonowa w "plener", fotele zastępując kopami siana. Jeszcze gorszy, gdy każe ćwierkać ptaszkom, pianie koguta czyni efektem natarczywym i denerwującym, a precyzyjny dialog mąci, czy nawet niszczy, burzliwym hałasem. Zdarzyło się to już kilkakrotnie ze sztukami Fredrowskimi i nigdy nie osiągało pożądanego skutku. Jest to też symptom reżyserskiego obezwładnienia i niemocy. Jawny dowód, że twórcom przedstawienia zabrakło naprawdę pożywnego pomysłu, a ich poczucie humoru nie wytrzymało ostrzejszej próby. Zbigniew Wróbel, który wystawił "Damy i huzary" w Teatrze na Woli, oraz scenograf tego przedstawienia, Michał Czernaew mają pewne - pozorne, niestety! - usprawiedliwienia. "Damy i huzary" zacinają się w nastroju urlopowym. Oficerowie, razem ze swymi ordynansami, szukają pełnego odpoczynku. Można sobie wyobrazić, że jest lato, dzień upalny. Gdzie szukać spokoju, jeśli ni
Tytuł oryginalny
Grzechy przeciw farsie
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 2