Ta premiera miała być w zamyśle dyrektora Waldemara Matuszewskiego przedsięwzięciem artystycznym i magicznym. Efektem jest spektakl jeden z wielu.
Wilam Horzyca - przed laty dyrektor Teatru Polskiego - wyjeżdżając z Poznania w 1951 roku, wypowiedział rzekomo klątwę: "Przez pięćdziesiąt lat nic się tu nie uda". Tą klątwą próbowano już wytłumaczyć wiele niepowodzeń Teatru. Nowy dyrektor postanowił Horzycę obłaskawić i wystawił jego sztukę "Pożegnanie". Nie sądzę jednak, żeby ten zabieg mógł coś odmienić. Mogła być baśń Horzyca wielkim dramaturgiem nie był, choć trudno odmówić "Pożegnaniu" pewnej zręczności i uroku. Ta opowieść o schyłku życia Anny Gottlieb (aktorki i śpiewaczki, zakochanej bez pamięci w Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie).odwołuje się do nieśmiertelnego wymiaru miłości i sztuki. Nie mamy wcale do czynienia z tanią, dydaktyczną czytanką, bo baśniowe zakończenie dokonuje się wyłącznie w sferze ducha. Naprawdę Anna po prostu umiera. Z "Pożegnania" można było zrobić piękny spektakl. Trzeba by je wystawiać jak baśń. Baśń o ludzkim losie, w którym mog