Niewielu jest artystów tak świadomie i konsekwentnie wprowadzających twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza na polską scenę jak Jerzy Jarocki. Witkacy fascynuje go na wiele różnych sposobów. "Mieszkałem u znajomych, w domu pełnym wspomnień o Witkacym, wśród ludzi, którzy go znali" - wspominał w jednym z wywiadów zimowe wypady na narty do Zakopanego. W początkowym okresie najdziwniejszy twórca dwudziestolecia międzywojennego był dla Jarockiego ucieczką przed obowiązującym realizmem. Później coraz głębiej, w kolejnych inscenizacjach (choćby przypomnianej ostatnio telewizyjnej wersji "Matki") wchodził w sens znaczeń jego dramatów. Wreszcie, niejako w finale przyszła próba połączenia w jednym widowisku życia i twórczości autora "Szewców". Najpierw była sztuka "Staś", obejmująca pierwszych trzydzieści lat (od urodzin do śmierci ojca), później "Grzebanie", w którym życiowe (a nawet pośmiertne) losy Witkacego zostały splecione z fragmen
Tytuł oryginalny
Grzebanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita