"Rachatłukum" w reż. Sebastiana Chondrokosta w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.
Widz zmierza ku Malarni wąskim korytarzem. Ścieżka obudowana jest planszami z sylwetkami kobiet w wyuzdanych pozach. Fluorescencyjne światło i dioda migają między udami jednej z kobiet. Kierunek marszruty wyznacza symbol męskości - neonowe koło ze strzałką. I natychmiast rodzi się myśl - o Boże, czy my naprawdę zmierzamy do klubu go-go? "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie"? Pierwsze wrażenie czytelnika, który miał już styczność z prozą Jana Wolkersa, może być niepokojące. Owszem, "Rachatłukum" zaczyna się jak szklona rozbudowaną metaforą powieść pornograficzna, lecz prędko okazuje się, że nią zwyczajnie nie jest. Pod opisami kolejnych seksualnych łupów, luteranek z "piersiami obwisłymi jak woreczki na datki", kryje się coś więcej - żal za utraconą miłością życia, jakkolwiek sentymentalnie by to w pierwszych odczuciu nie brzmiało. Język Wolkersa jest zbudowany z kompulsywnego przywoływania szczegółów. Jedno z