O tym, że między piewcą absurdu egzystencji, Franzem Kafką, a tworzącym ponad sto lat temu austriackim komediopisarzem Arthurem Schnitzlerem można znaleźć coś wspólnego - przekonują nas nieoczekiwanie dwa spektakle teatrów warszawskich. To, co znajdujemy w jednym i drugim, to szukanie w objęciach Erosa ucieczki przed pustką i lękiem.
W "KOROWODZIE" Schnitzlera wystawionym w Teatrze Ateneum ów Eros przybiera kształty pięciu powabnych dam i pięciu urodziwych panów. Sztuka ta to przede wszystkim szansa na popis aktorski. Pod reżyserską batutą Agnieszki Glińskiej spektakl w "Ateneum" to nie tyle korowód, co koncert gry rozpisany na dziesięcioro aktorów, a każdy z tych instrumentów brzmi znakomicie. Młoda reżyserka podsunęła wykonawcom nowe środki wyrazu. Wzbogacając aktorski wizerunek Dominiki Ostałowskiej zupełnie niespodziewanymi atutami w roli słodkiej (bardzo) i perfidnej (bardzo) Dziewuszki, pozwoliła zabłysnąć debiutantce Agnieszce Warchulskiej, potwierdzić talent Małgorzaty Pieńkowskiej w roli nie do końca wiernej Mężatki, rozbawić widownię znakomitym pomysłem na postać hrabiego w wykonaniu Grzegorza Damięckiego. Pozostawiła publiczność w przekonaniu o wciąż rozwijającym się talencie Bartka Opani, wprowadziła histeryczny ton do rejestru Marii Ciunelis, zwróciła uw