"Lipiec" w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze Na Woli w Warszawie. Pisze Krzysztof Rozner w portalu kulturalna.warszawa.
Karkołomne. Tak wypadałoby określić zadanie, jakie przed aktorką Gruszką postawił autor i reżyser Wyrypajew. Nie dlatego, że obsadził ją w monodramie, w którym, jak sam powiada - nie ma nic do grania. I nie dlatego, że kobieta uosabiać ma tam, delikatnie mówiąc, zwichniętego na umyśle mężczyznę zmagającego się z kosmicznym chaosem w nim samym i w bezpośrednio, niczym łajno, oblepiającym go świecie. Ale dlatego, że tekst wiejskiego psychola-paranoika-kanibala (jakiekolwiek przyczyny do takiego stanu go przywiodły) ma jedynie wypowiedzieć. [Wyrypajewowska uwaga wstępna: na scenę wychodzi kobieta; wychodzi tylko po to, żeby wypowiedzieć ten tekst.] Ma posłużyć twórcy jako narzędzie. Instrument. I okazuje się Gruszka dla stworzonej przez Wyrypajewa "partytury", gęsto naszpikowanej makabrą i rosyjskim (błogim dla uszu rdzennego Rosjanina, a i Słowianina - matem) instrumentem perfekcyjnym. Niezawodnym (niedowiarki niech sprawdzają!). O brzmieniu -