LEKTURA nowej sztuki Tadeusza Różewicza "Grupa Laokoona", drukowanej w ub.roku w "Dialogu", dostarczyła wiele przedniej zabawy i intelektualnej satysfakcji. Ale już sama lektura pozostawiała jakiś niedosyt, napięcie intelektualne słabło, sygnalizując znużenie czy zniecierpliwienie. Działo się to wtedy, gdy autor wracał do pewnych pomysłów, które go zafrapowały, wygrywał je w różnych wariantach, osłabiając ich świeżość i sprowadzając do schematów. W teatrze założenia konstrukcyjne sztuki okazały się jeszcze mniej wytrzymałe, jej anegdotyczna skeczowosć, rozciągnięta na przeszło dwugodzinny spektakl, straciła wiele z uroków i smaków lektury. Próba uteatralnienia "Grupy Laokoona", nadania jej kształtu "normalnego" spektaklu przez rozbicie konstrukcji skeczowej jeszcze bardziej uwidoczniła konstrukcyjną miałkość utworu i jego "antyteatralność". Chyba lepiej było pozostać już przy trzech różnych skeczach, złączo
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 99