Doskonale wie, jak to jest tańcem przebijać się przez oporną rzeczywistość polskiej kultury. Zdaje sobie sprawę, że przełamuje paradygmat "pokolenia solo" oraz tworzy spektakle, dla których nie ma sceny. Wciąż czuje się adeptem ekwilibrystyki, jakiej wymaga prowadzenie Grupy KIJO, złożonej z osób o różnych charakterach, ogromnym potencjale i bogatych temperamentach. O swojej pracy, po której nie czeka go emerytura, o blaskach i cieniach bycia liderem grupy zajmującej się teatrem tańca oraz o realiach polskiej sceny tanecznej Agacie Żyźniewskiej opowiada Michał Ratajski.
Agata Żyźniewska: Jak narodziła się myśl o stworzeniu grupy tanecznej? Michał Ratajski : Pierwsze refleksje, które ostatecznie doprowadziły do stworzenia KIJO, nie miały nic wspólnego z ideą pracy w grupie o określonym składzie. Bardziej chodziło mi o stworzenie możliwości spotkania. Zaczęło się od spostrzeżenia, że Polacy zajmujący się Kontakt Improwizacją poznają się i integrują na zagranicznych festiwalach. Im dłużej doświadczałem tego paradoksu, tym większą miałem chęć, żeby zrobić coś, co zmieni sytuację i pozwoli na spotkanie się, wymianę doświadczeń bliżej niż na Ibizie czy w Berlinie. Na jakiego rodzaju wymianie doświadczeń ci zależało? - Chciałem stworzyć możliwość spotkania osobom zajmującym się różnymi rodzajami ruchu. Zapewnić warunki, które sprawią, że te osoby zamiast ponownie minąć się bez interakcji, spotkają się z chęcią wymiany doświadczeń. Tym właśnie początkowo miało być KIJO: platform