"Wichrowe Wzgórza" w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.
Można brutalnie rozpłatać klasykę literatury światowej, by wydobyć z dzieła nowe sensy. Co innego, jeśli dramaturgiczne przeszycie jest wyłącznie bezproduktywną operacją na tekście. Projekt reżysera Kuby Kowalskiego i dramaturżki Julii Holewińskiej to próba przekucia trącącej myszką powieści w uwspółcześniony traktat o różnych aspektach miłości. "Wichrowe wzgórza" miały stanowić jedynie punkt odniesienia dla twórców. Rozmontowanie tekstu oryginału i dopisanie całych partii skutkuje niestety chybotliwą narracją. Duże znaczenie ma tu związek amor sacer i amor vulgaris. Równie istotne jest odseparowanie miłości skonwencjonalizowanej, normowanej przez kulturę od atawistycznego popędu. Owe tarcia znajdują odzwierciedlenie w scenografii Katarzyny Stochalskiej. Przestrzeń podzielono na dwie części. Lewa strona jest pokryta łazienkowymi kafelkami. To sterylny ład Drozdowego Gniazda, wymuskanego królestwa rodziny Lintonów. Drugą część,