Ujął mnie ten spektakl swoją bezczelnością. "Damy i huzary" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego zostały oparte na wyjątkowo, wręcz żenująco, grubym pomyśle. I to pomyśle już po wielokroć ośmieszanym. Fredro we współczesnych kostiumach. Ale Grabowski ma umiejętność finezyjnego realizowania swoich grubych pomysłów i dar podpatrywania ludzkich obyczajów. Kostiumy współczesne, a jednak zróżnicowane. Widać, że panny służące zaopatrują się w trzeciorzędnych butikach, pończochy kupiły na Kleparzu, a sweterki od koleżanek, które wróciły z Turcji. Panna Aniela swój kostiumik znalazła w Modzie Polskiej, a pani Orgonowa niechybnie ubiera się w jednym z modnych magazynów na Floriańskiej. Styl pani Dyndalskiej należy już zdecydowanie do minionej epoki. Ów workowaty żakiet, ściągnięty paskiem, spódnica do połowy łydki - to ubiór, który z ambicją znalezienia się w Europie niewiele ma wspólnego, natomiast mógł być świadkiem
Tytuł oryginalny
Gruby żart
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 6