Wydany w 2019 roku zbiór dramatów dowodzi, że młoda autorka naprawdę wie, co robi. Po dwóch książkach to już zdecydowanie godna obserwowania (dramato)pisarka, a nie zacierający się w pamięci krytyków zapis w wykazie nagrodowych nominacji sprzed kilku lat. O dramatach Weroniki Murek pisze Kamila Czaja w Twórczości.
Publikacja "Feinweinblein. Dramaty" spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem, nie licząc raczej odosobnionego głosu Damiana Piwowarczyka ("Plus Minus"), według którego: "To, co niedomagało w debiucie, ale było amortyzowane osobliwymi obrazkami, tutaj staje się zwyczajnie nieznośne i jest jakby przeciwko czytelnikowi". Chwalono Murek między innymi w "Tygodniku Powszechnym" (Maciej Płaza) i "Dwutygodniku" (Rafał Wawrzyńczyk). Nie zamierzam z przekory iść pod prąd. Mamy do czynienia z tekstami zasługującymi na docenienie - nie tylko za inność, chociaż ta wysuwa się na początku na czoło, co celnie wyraził Wojciech Szot, gdy swoje wrażenia po pierwszej lekturze skondensował we frazie: "Nic nie zrozumiałem. Jakie to wspaniałe!" Towarzyszyły mi podobne odczucia i taki sam zachwyt, wynikający z zetknięcia z czymś "nieprzezroczystym" oraz z rozgryzania przynajmniej części tropów, które pozwoliłyby do świata dramatów Murek wejść. Na książkę skład