Doigrali się. Zimą zaplanowali widowisko o upiorach, a latem wampiry same dały się wykopać 400 metrów od Ruin Teatru Victoria. Istnieje podejrzenie, że zjawią się na premierze. O nowym spektaklu w Gliwicach pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Bladym teatralnym świtem (godz. 10.00) i wampiry, i ofiary, wyglądają jeszcze zupełnie normalnie. Noszą różowe trampki, zielone bluzy i telefonują przez komórki w przerwach między próbami swoich numerów. Nagrobki, kły i malownicze łachmany dopiero jadą w specjalnych szafach, które już niejedno mieściły, więc co im tam jakieś wampirze akcesoria, choćby i najbardziej upiorne... Ze średnicówki na scenę? Jadą więc kły i krew w buteleczce z pracowni Gliwickiego Teatru Muzycznego do Ruin Teatru Victoria, które nadają się do zlotu upiorów jak żadne inne. A tak przy okazji - proszę nie mylić wampirów z upiorami! Bo to odmienne, w dodatku wrogie sobie kategorie istot z romantycznej wyobraźni. Te pierwsze, egzystują tak pół na pół; jeszcze żyją, ale jak się krwi ludzkiej nie napiją, to bledną, dematerializują się i tylko kłopot innym robią. Tym drugim już nic nie pomoże - upiory to są duchy stuprocentowe; w dodatku złośliwe z natury, któ