- Roznosi mnie, kiedy ludzie opowiadają, jak to byli związani z Grotowskim. A wtedy nie było przy nim nikogo. Jak zaczął być sławny, to nagle wszyscy w Opolu objawili się jego współpracownikami. I każdy niby był na przedstawieniu! A przecież sala cały czas była pusta! I jeszcze rozpowiadają, o co jemu wtedy w tym teatrze szło, a przecież nie mieli o tym pojęcia - opowiada Wincenty Maszkowski w rozmowie z Dorotą Wodecką z Gazety Wyborczej - Opole.
Po raz pierwszy wpadł na Jerzego Grotowskiego w Krakowie. Kończył studia w Akademii Sztuk Pięknych, interesował się jogą i kulturą Wschodu. Jeden z wykładów na ten temat prowadził w Jaszczurach Grotowski. Ktoś ich sobie przedstawił, ale trudno to nazwać znajomością. W 1959 roku Maszkowski przyjechał do Opola. To miasto przyciągało krakowskich artystów. Nie tylko stypendiami przesiedleńczymi, ale i atmosferą. Wydawało się nieodkrytą ziemią dającą nadzieję na wolność. Maszkowski dostał pracę w Liceum Plastycznym. I znów się spotkali. Po jednym ze spektakli, kiedy Grotowski opowiadał o swoim teatrze, Maszkowski odezwał się. Dorota Wodecka: I z czasem zaprzyjaźniliście się. Okazało się, że jesteście sąsiadami. Wincenty Maszkowski: Tak, obaj mieszkaliśmy na ul. Pasiecznej. Pan w budynku dzisiejszej kaplicy ewangelickiej, on w kamienicy naprzeciwko. - I kiedy u mnie w nocy paliła się lampka, przychodził na herbatę. Cza