EN

30.01.1957 Wersja do druku

Groteskowe piękności

Coraz bardziej się prze­konuję, że pisanie re­cenzji nie ma sensu. W samym założeniu tej pracy tkwi coś z sądu, a więc wyż­szości sędziego nad podsądnym, czyli nad dziełem. A ta­ka sztuka udaje się tylko wte­dy, kiedy podsądny jest w miarę pośledni. Inaczej je­steśmy świadkami śmiesznej sceny, gdy malutki sędzia przemawia do ogromnego podsądnego, a ten śmieje się z sędziego, aż mury skaczą. Li­czą się tylko fakty. Lepiej więc zrezygnować z wszelkiej arbitralności i co najwyżej ograniczyć się do nieśmiałej rozmowy, poza bra­mami urzędu. Być może, ten wstęp jest wybiegiem, mającym uspra­wiedliwić mnie, jeśli nie po­trafię odpowiedzieć choćby na takie pytanie: Dlaczego tekst Gałczyńskie­go, przymierzony do scholarskich recept, jest tylko pozłótką i nonsensem, a niekie­dy dowcipem bardzo średniej miary i nieświeżym ("Pan chyba musi bardzo kochać swoją Eurydykę - Oj, muszę, muszę") bł

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Groteskowe piękności

Źródło:

Materiał nadesłany

Echo Krakowskie nr 25

Autor:

Sławomir Mrożek

Data:

30.01.1957

Realizacje repertuarowe