„Zesłanie, czyli anty-tragedia syberyjska” Konstantego Wolickiego w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Mikołaj Grabowski wciąż jest w swojej dobrej, reżyserskiej formie, czego dowodem może być jego najnowszy spektakl wystawiany w warszawskim Teatrze Ateneum. Przenikliwy obserwator polskiej rzeczywistości i obyczaju, naszych mocno zakorzenionych w kulturze i naturze wad czy kompleksów, ciągle łapczywie patrzy na pewne książki (reportaże, wspomnienia, pamiętniki), ponieważ widzi w nich potężny materiał teatralny. Grabowski zawsze chętnie sięgał (i nadal sięga) po materiał niedramatyczny, by zamienić go w dramat (rzecz jasna rozumiejąc, że dramatem jest również komedia i tragedia). Zaczęło się prawdopodobnie od „Opisu obyczajów” Kitowicza, może nawet i wcześniej, a tym razem reżyser i scenarzysta przygotował adaptację XIX-wiecznych wspomnień Konstantego Wolickiego pod tytułem „Zesłanie, czyli anty-tragedia syberyjska”. Trzeba pamiętać – i właśnie Grabowski to potrafi – że teatr posługuje się dramatem, by o życiu człowieka zawsze opowiadać przez jego boleści, emocje i pragnienia. Takie kreatywne, uruchamiające wyobraźnię myślenie jest szalenie ciekawe i pochłaniające, ale trudne, dlatego reżyserzy najczęściej wybierają gotowy scenariusz, gdzie wszystko jest napisane – kolejność wydarzeń, charakterystyka postaci i tak dalej. Grabowski jest jednym z mistrzów budowania teatralnej narracji, czegoś co rozgrywa się na oczach widzów w konkretnych godzinach, tu i teraz. Opowiadając jakąś historię dba również o konieczne napięcia. U niego historia nie jest tylko historią tekstu, który został zaadaptowany, ale jest również historią aktorów przebywających na scenie, ich wzajemnych, prywatnych relacji. Ponadto historią napięcia między reżyserem a aktorami, między reżyserem a tekstem, aktorami a tekstem. Nie każdy twórca chce to robić i nie każdy umie to robić.
Urodzony w 1805 w Kowalu na Kujawach Konstanty Wolicki był muzykiem oraz kompozytorem i trzy lata po powstaniu listopadowym, w którym brał czynny udział, znów się wplątał w politykę, został oddany pod sąd wojskowy, po czym skazano go na osiedlenie na Syberii. Pobyt w Cytadeli Warszawskiej i swoją drogę kibitkami do Tobolska opisał w książce „Wspomnienia z czasów pobytu w cytadeli warszawskiej i na Syberji”, wydanej w 1876 we Lwowie. Grabowski lubi tego rodzaju „wspomnieniowe wyzwania” i nie po raz pierwszy bierze na warsztat tak oryginalną prozę, a sytuacja polityczna szczególnie skłania część twórców do wnikliwszych drążeń, spoglądania w kierunku współczesnych totalitaryzmów. „Na ten tekst zwróciłem uwagę już prawie trzydzieści lat temu, a dziś wydawał się on szczególnie istotny. Możemy przypatrzyć się temu, co to w ogóle jest za naród (rzecz jasna Rosjanie) jakie są relacje, jaki jest układ władzy wobec obywatela, jaki jest układ obywatela wobec obywatela”. W Ateneum, teatrze, który nie boi się artystycznego ryzyka, promowania innej stylistyki, tematów trudnych, znalazł znakomity zespół aktorski, który pomaga mu w budowaniu tego przedstawienia. Powaga, tragizm i gorycz, a także komizm oraz kapitalna ironia inscenizacji pozwalają tak komponować tekst, by powstał obraz wielostronny i barwny. Nie sposób nie poddać się tej wyrafinowanej grze, która ma przecież głębsze znaczenie.
Aktorzy w punkt, z ogromną wprawą, wręcz brawurowo wyłuskują te problemy, które muszą zostać przez nich zagrane ze szczególnym podkreśleniem. W ich zbiorowym bohaterze (występujący kolejno wcielają się w postać Wolickiego, zesłańca – narratora), czasem ironicznie, innym razem tragicznie, jak w lustrze „przegląda się” cały aspekt patriotyczny utworu – prześladowania, cierpienie i poświęcenie. Obraz wszechwładnej Rosji (wciąż takiej samej mimo upływu czasu, wydarzeń historycznych i politycznych), z całym jej lekceważeniem zbiorowości i poszczególnych jednostek ludzkich uderza mocno. Dobrze się mają propaganda, służalczość i ślepa uległość, skorumpowani czynownicy i straszliwe barbarzyństwo, a zmiana broni na nowocześniejszą ludzkich charakterów nie odmieni, czego dowodem agresja rosyjska w Ukrainie. Dramaturgia spektaklu jest przemyślana punkt po punkcie, nie ma w niej ani jednej zbędnej kreski. W dialogach i monologach wszystkie słowa są znaczące i ważkie. Przygody zesłańca pełne są intrygujących opisów, refleksji z humorem, który łagodzi okrutne elementy. Dzięki temu jeszcze silniej uderzają naszą wyobraźnię. Paradoks? Nie u Grabowskiego. Są sceny, które zostają ze mną dłużej: ironiczny monolog Doroty Nowakowskiej, w którym aktorka opowiada o robactwie, zmaganiach z karaczanami, pluskwami na Syberii, potem krótka acz do łez przejmująca opowieść trzech aktorek dotycząca poświecenia i męki młodej dziewczyny: Katarzyny Ucherskiej (tu w roli udręczonej Polki, na której dopuścił się gwałtu carski żołdak), Marii Ciunelis, Doroty Nowakowskiej. Jeszcze relacja z wizyty carewicza Aleksandra – w jego postać ze swobodą, naturalnością wciela się młodziutki Jakub Pruski, wyczuwając charakter i osobowość „pomazańca”. Nie zapomnę plastycznego i humorystycznego obrazu kibitki, odmalowanego przez Ucherską i Pruskiego, scen z „generałem Łagodzińskim”, wokalnych popisów. Łukaszowi Lewandowskiemu, który ku mojej radości dołączył do zespołu należą się szczególne słowa. Jest jak zwykle znakomity i idealnie się czuje w tej inscenizacji, grając całym sobą, każdym niemal nerwem. Wykorzystuje znane mu techniki i umiejętności aktorskie w mistrzowski sposób, a jego nienaganna dykcja, świadomość językowa, cudowny tembr głosu wręcz uwodzą. I jak on „dyryguje” orkiestrą w Tobolsku! Z każdego drobiazgu czyni dodatkowy, humorystyczny element. Sceny zespołowe są równie wyborne i sporo w nich odnoszącej się do naszej rzeczywistości treści. Wszyscy aktorzy doskonale „czytają tekst”, podchwytując elementy groteski oraz niesamowite, inteligentne poczucie humoru reżysera i autora. Cyzelują każde słowo, grają gestem, twarzą, wprawnym ruchem i przejmującym śpiewem. Skromna, symboliczna scenografia i ciemne kostiumy projektu Zuzanny Markiewicz delikatnie podkreślają ironiczność i upiorność tekstu, z dbałością o szczegóły – stół, ruchome ściany, biel i czerń wystarczą. Michał Grabowski wprowadza grę światłem i kolorem, tworząc piękne tło dla całości. Muzykę skomponowała Olga Mysłowska, dopasowując ją do czasu i miejsca, a cała szóstka wykonawców wspaniale, profesjonalnie ją interpretuje.
Doskonale napisany tekst budujący styl narracyjny i ciekawą stylistykę spektaklu, gęstość znaczeń oraz gry słowne i delikatne, szydercze niuanse oraz ironiczny humor w przemyślanej reżyserii, a do tego znakomita gra aktorów Teatru Ateneum czynią spektakl godnym uwagi i zasługującym na wielki aplauz. Więcej takiego teatru pragnie dusza teatromana.