Bohaterowie Rabenthala toczą perwersyjną wojnę płci i konwencji.
Twórczość Jörga Grasera - niemieckiego dramaturga, scenarzysty i reżysera filmowego - jest u nas prawie nie znana. Już chociażby dlatego polska prapremiera jego utworu (i to w dodatku w Olsztynie) wzbudziła zainteresowanie, ale także i obawy. Tak bowiem jakoś się składa, że chociaż zewsząd brzmią nawoływania do realizacji utworów współczesnych (rodzimych bądź obcych), to teatr, który po takowe sięgnie, bardzo często ponosi klęskę - jeśli nie artystyczną, to frekwencyjną. Z tego punktu widzenia z "Rabenthalem" jest chyba nie najgorzej, bo od listopadowej premiery utrzymuje się na afiszu, a w końcu maja mogła go zobaczyć także warszawska publiczność. Czy można więc stwierdzić, że olsztyński teatr odniósł sukces? Co do tego mam wątpliwości. Jeśli już, to co najwyżej tylko połowiczny. Zafascynowany twórczością Witkacego Tomasz Dutkiewicz tekst Grasera odczytał przez pryzmat dramatów i dzieł plastycznych swego mistrza. Zresztą nie ty