- Do filmu poszedłem dla pieniędzy. Najpierw było 30 zł, potem 60 zł za większą rolę, a w końcu ci kierownicy produkcji dawali mi 120 zł za dzień. Był też taki wyznacznik, że pensję aktora po studiach w teatrze dzielono na pół i dzień zdjęciowy w filmie to była połowa pensji w teatrze - opowiada RYSZARD RONCZEWSKI, emerytowany aktor Teatru Wybrzeże w Gdańsku.
Kończy pan film w Monachium, do tego gra pan w teatrze w Polsce. Jak na 80-latka strasznie pan zajęty. - Złośliwi mówią, że Ronczewski się zagrał. Bo wystąpił pan w 85 filmach? "Krzyżacy", "Faraon", "Rękopis znaleziony w Saragossie", "Giuseppe w Warszawie"... - Chcieli angażować, to grałem. Ale, proszę pana, ja jestem aktorem drugiego planu. "Faraon" zaczyna się tym, że biegnie pan jako Eunane. - To był jedyny mój film w karierze, kiedy pierwsze ujęcie scenariuszowe było kręcone jako pierwsze na planie. Tak się raczej nie robi. Nigdy nie ma chronologii, to nie jest jak w teatrze. Zaczyna się czasem od ostatniej sceny, a potem dopiero się montuje. Tu było inaczej. Myśmy przyjechali do Uzbekistanu na początku maja 1965 roku. Kręcenie trwało pół roku na piaskach pustyni Kyzył-Kum pod Bucharą. Trzeba było jechać codziennie 35-40 kilometrów na plan. Potem kilka scen było kręconych w Egipcie. Na tych zdjęciach mnie nie było, pojech