Witkacy był histeryk i mógł napisać powieść, choć nie cenił tego gatunku. Powieść zresztą była workiem, w którym mieszał symboliczne postaci i ginący świat, melodramat i filozofię, to czego doświadczył, z tym, co przeczuwał. Pisał Witkacy jednak, tak czy siak, w konkretnym czasie i miejscu, o czym pamiętać trzeba inscenizując na przykład "Pożegnanie jesieni". W ubiegły piątek MIKOŁAJ GRABOWSKI przedstawił według własnej adaptacji "POŻEGNANIE JESIENI" na dużej scenie Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie. Zaczęło się w infernalnej scenerii (autorstwa JACKA UKLEI). W tle dyptyk Ukrzyżowanie i Narodzenie, malowany gorącymi żółciami, rozpalonymi ugrem. Zdaje się płaskim malowidłem, tylko rzucona przed nim tygrysia skóra, łamiąc się na zgaszonym złocie eliptycznego łuku dolnej ramy, wpół wyłamując się z obrazu- odkrywa, że przed palącym w oczy malunkiem kryje się półkolista głębia. Skóra zawisa, jakby na ścianie pod obrazem.
Tytuł oryginalny
Grabowski się żegna
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 100