To, że Paweł Głowacki zaniemówił, wywołało niemałe poruszenie. Nawet mój stary Czytelnik Pan Kajetan odezwał się zdziwiony, czemu to Szczery entuzjasta teatru swe poniedziałkowe wyznania na temat "Tartuffe'a" ograniczył do motta, tytułu i podtytułu, dając Staremu Teatrowi pustą kartkę. A co można dać, gdy już żółtych i czerwonych zabrakło?! - pisze Wacław Krupinski w Dzienniku Polskim.
Paweł Głowacki zaniemówił. Słów mu zabrakło. Od razu, jak wyszliśmy, był z lekka niemrawy, nawet może w szoku - i to większym niż po pierwszym kurzym wzlocie orłów Janasa. Fakt, przegrali, nawet dwa razy, ale za trzecim - nasza obrona stanęła na wysokości przedpola bramkowego przeciwnika i nawet dwie bramki strzeliła. A tu nie tylko porażka goni porażkę, ale i ostro przegania. Kleczewską po "Śnie nocy letniej" przegonił Zadara z "Fedrą", a teraz dołożył im, i to fest, trener-dyrektor Mikołaj Grabowski. Myślę, że już zasłużył na Grabowski Fest. Klata miał? Miał! To co - Grabowski gorszy? To, że Paweł Głowacki zaniemówił, wywołało niemałe poruszenie. Nawet mój stary Czytelnik Pan Kajetan odezwał się zdziwiony, czemu to Szczery entuzjasta teatru swe poniedziałkowe wyznania na temat "Tartuffe'a" ograniczył do motta, tytułu i podtytułu, dając Staremu Teatrowi pustą kartkę. A co można dać, gdy już żółtych i czerwonych zabrakło?!