Uczestnicy dyskusji "Dziennika" z ochotą powołują się na dziedzictwo Puzyny czy Raszewskiego (zwykle tego drugiego), ale z ich nauki najwyraźniej korzystać nie chcą - pisze Tomasz Plata w dyskusji o krytyce teatralnej.
Co dzieje się w kręgu rodzimej krytyki teatralnej wie każdy, kto nie jest dostatecznie rozważny i nie omija całej sprawy z daleka. Długa obfita objętościowo dyskusja prowadzona w ostatnich tygodniach na łamach "Dziennika" nic w dotychczasowym rozdaniu nie zmieniła. Wszyscy pozostali na własnych pozycjach - nawet jeszcze wyraźniej się na nich okopali, wyczekują ataku wroga bądź sami do ataku się szykują. Obserwator z zewnątrz mógłby odnieść wrażenie, że współczesny polski teatr oraz współczesna polska krytyka to (podobnie jak współczesna polska rzeczywistość) wyłączna przestrzeń twardego ideologicznego konfliktu dwóch radykalizmów. Kłopot w tym, że jeśli spojrzeć trochę głębiej, okazuje się, że i w teatrze, i w krytyce, i w rzeczywistości mamy ogromne obszary, których owe radykalizmy nie są w stanie ani pojąć, ani celnie opisać. Bo radykalność na krótką metę przynosi korzyści, przyciąga uwagę widzów, ale zarazem fałszuje obr