"Grażyna" w reż. Radosława Rychcika w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. Pisze Maciej Stroiński na swoim blogu.
Pomysł nie jest głupi oraz nie jest nowy. Nawet mnie, nieteatrolożce, coś tam się obiło, że romantyzm pop to "już Hanuszkiewicz". I czemu nie, skoro "romantyczność" zawiera folkowość. Dawne "ludowe" to dzisiejsze "masowe", orange is the new black, aka popkultura. Inaczej mówiąc, Mickiewicz oglądałby "Project Runway". Z czego wynika, że trylogia Rychta w estetyce rom'n'pop (por. rock'n'roll albo drum'n'bass) jest DOBRZE SKROJONA. Początek z grubej rury (Maria Janion), żeby było jasne: dyskurs może nie - impreza. No to masz dziewiętnastowieczny jedenastozgłoskowiec i prosimy fun. Mickiewicz swoje, a wiksa się kręci niczym niezrażona. Na przykład GRAJĄ W MECZ, a chór ROBI CHÓRKI. Miała być "Grażyna", to jest, tekst ZASERWOWANY, i to nowomodnie - niepocięty. Mnie najbardziej siadła koszykówka z Gos.pl (gospel!) w tle, bo aktorzy GRAJĄ i nie mędzą tym wierszykiem. '81 Rychcik, '82 Oleszczyk (zob. jego wall), '83 Masłowska, '83 Pakuła. Wspólną