21 marca
Tak się złożyło, a raczej nie złożyło, że choć dzisiaj już sobota nie odnotowałem do tej pory "Wesela" w poniedziałkowym Teatrze Telewizji, dokładnie w osiemdziesiątą rocznicę już legendarnej krakowskiej premiery. Nie lubię Wyspiańskiego. Był na pewno genialnym wizjonerem i posiadał absolutny słuch na sprawy narodowe, lecz też i rozległe treści wielkich zagadnień i wspaniałych obrazów wyrażał przy pomocy maniery poetyckiej dość często w sposób niezamierzony aż śmiesznej. Ale przed "Weselem" padam na kolana. W całej naszej poetyckiej literaturze dramatycznej chyba tylko Mickiewiczowi w pewnych fragmentach "Balu u Senatora" oraz Fredrze przede wszystkim w "Zemście" udało się, jak Wyspiańskiemu w "Weselu", osiągnąć ową nieporównywalnie cudowną płynność dialogu. Podczas, gdy w innych utworach Wyspiańskiego odstręcza od nich poetycka maniera, w "Weselu" wydaje się niepowtarzalną doskonałością. I co również niezwyk�