Kurtyna z ciemnym zarysem belek, jakby fragment kapliczki przydrożnej, może krzyża. Na tym rozpostarta czteroramienna gwiazda, niby ukrzyżowany człowiek. Umęczone światło świata? Zabita nadzieja? Taka sama gwiazda-krzyż zawisła nad szopą betlejemską. Oto znak-klucz do całego wieczoru. Narodzenie, ale w perspektywie Męki i Śmierci. Dlatego objawy radości są tu przytłumione, stonowane, dyskretne. Nie ma beztroskiego wesela pastorałek, ochoczej swawoli kolędników, naiwnych żartów, przycinków, podskoków. Jest hołd, cześć, głęboki liryzm, wielki pokój, płynący z faktu, że Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. Cała pierwsza część, to właśnie adoracja Dzieciątka. W małej, ubogiej stajence starannie malarsko i rzeźbiarsko zakomponowana grupa (wzorowana na średniowiecznej ikonografii) otacza żłobek: aniołowie, ludzie, zwierzęta. W niemym podziwie klęczy stwoszowska, dziewczęca Madonna (rzeźba). W tle granat
Tytuł oryginalny
Gra o Narodzeniu i Męce
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 3