NIESTETY, sprawność opisu krytyka teatralnego - tak zawsze było - w pewnych przypadkach scenicznych obnaża się w swojej ubogiej niemożności. Narzędzia, którymi rozbieramy materię teatru, działają; jeszcze jako tako, gdy stajemy przed operacją przeciętnych, socjologicznych wypadków, popadamy jednak czasami w bezradność, gdy przychodzi się zderzyć z artyzmem. Bo jakże opowiedzieć rzemieślniczym piórem poezję spektaklu, jak przenieść wizje malarskie artysty, który ożywia własny świat wyobraźni, jednocześnie podporządkowany myśli inscenizatora? A przecież poza ową artystyczną materialnością przedstawienia, w jego ułamkach, w geście, uniesieniu powiek, aluzji niesionej przez kostium, kompozycji kadru, a więc w tych, nazwijmy to tak trywialnie, blekautach scenicznych, zawiera się dodatkowa przeszkoda. Do tego wszystkiego zaś dochodzi jeszcze nasza narodowa specjalność, nasze ukochanie, nasza namiętność i skaza, nasze noce bez
Tytuł oryginalny
Gra o Narodzeniu i Męce
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 5