"I myślę, myślenie nie jest zabronione" - śpiewa Carmen George'a Bizeta w operze o tym samym tytule. O zbuntowanej, wolnej kobiecie w czasach kompozytora i w XXI wieku, feminizmie, wolności i równouprawnieniu z Goshą Kowalinską, odtwórczynią tej roli w szczecińskiej inscenizacji i wielu innych rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.
Ty jesteś wręcz urodzoną Carmen. Ile razy już ją grałaś? - Urodzoną? (śmiech) Jest to jedna z większych partii, które śpiewam od ostatnich trzech lat bardzo często. Trudno policzyć Już chyba w jedenastu inscenizacjach. Jest to jedna z niewielu ról pierwszoplanowych dla mezzosopranu. Głos, wygląd, wiek, gra aktorska - to wszystko razem sprawia, że - dobrze - możesz nazwać mnie Carmen. Mam niełatwy charakter, często chcę mieć rację, głośno się śmieję, dużo mówię, gdy coś mnie pasjonuje, mam rude, ogniste włosy Zawsze chciałam mieć rude jak "Ania z Zielonego Wzgórza", która była w dzieciństwie moją idolką. To romantyczka, marzycielka i wielbicielka Szekspira jak ja, ale też silna dziewczyna, która nie da sobie dmuchać w kaszę. Ja akurat jestem ruda, ale Carmen są bardzo różne - mogą być nawet blondynkami, dlaczego nie? Właściwie Twoja Carmen może trochę niepokoić. W szczecińskiej inscenizacji jesteś demoniczną kobietą z w