"Krwawe gody" Jana Szurmieja są na pewno bardzo kolorowe, mocno roztańczone i pięknie brzmią, ale są bez żaru i - mimo obfitości promenad, pawan i pochodów - nieco bezkształtne. Poza kilkoma drapieżnymi scenami tańca oglądamy patetyczne i marudne przemarsze wśród efektownych, acz "tymczasowych" dekoracji. Jest dynamicznie, gdy przez scenę cwałuje tabun ogierów ze snu bohaterów, pojawiają się nocni skoczkowie, krąży zdemaskowany Zorro, toczą się weselne pochody, odbywają się pojedynki na noże kuchenne, pojawia się wreszcie kwadryga w zascenium żywcem zdjęta z Bramy Brandenburskiej. Ale prawdy o miłości tu nie ma, bo nie ma klarownej scenicznej formy. Rzecz dzieje się gdzieś w latach 20. naszego wieku. Panna Młoda (Marta Bizoń) doprowadza do wściekłej rywalizacji dwóch amantów: oblubieńca i kochanka. Samotna bohaterka mieszka na pustkowiu, jest piękna, każdemu może więc zamieszać w głowie. Trzeba przyznać, że w je
Tytuł oryginalny
Gorzka miłość
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 128