"Fahrenheit 451" wg Raya Bradbury'ego w reż. Marcina Libera w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Agata Tomasiewicz w portalu Teatr dla Was.
Z niektórymi spektaklami mam pewien problem - ciężko mi poddać je jednoznacznej i wiążącej ocenie. Na przykład gdański "Fahrenheit 451". Marcin Liber oraz Marcin Cecko odchodzą od głównej myśli Raya Bradbury'ego, wiążącej największe zagrożenie antyutopijnej przyszłości z aparatem cenzury. W interpretacji twórców świat wykreowany przez amerykańskiego pisarza staje się przyczynkiem do dyskusji na temat postępującego oddalenia tekstu, rozbicia i wyjałowienia z pierwotnych znaczeń, zapośredniczenia przez tysiące komentarzy. Artyści czynią to jednak w sposób wpisujący się w negowany przezeń schemat myślenia o świecie - a zatem, poprzez nagromadzenie kontekstów, dramaturgiczny rozkład oraz intelektualną ekwilibrystykę. Problem pojawia się przy próbie oceny takiego manewru. Czy jest to szczepionka, która wprowadza do organizmu biorcy minimalne dawki stymulantu mobilizującego do walki z infekcją? A może broń obosieczna; model krytyczny, któ