- Ministerstwo odmówiło mi zakupu trzech hond do tego spektaklu. Napisałem więc do ministra drugi list, w którym udowodniłem, że Teatr Narodowy za mojej dyrekcji jest jedynym teatrem w Polsce, który nie wydał ani jednej dewizowej złotówki na swoje potrzeby. Minister chyba się tym wzruszył, bo mi te trzy hondy kupił - ADAM HANUSZKIEWICZ wspomina swoją "Balladynę" z 1974 r.
Adam Hanuszkiewicz opowiada: Teatr Narodowy, "Balladyna". Rok 1974. Rozsyłam, jak zwykle, zaproszenia na premierę stałym bywalcom. I niemal wszyscy zaproszeni dzwonią lub odsyłają zaproszenia z adnotacją, że przykro im, ale umarła właśnie kolejna ciotka, wujek, babcia, dziadek, dziecko ma świnkę... Ki diabeł, myślę, pomór jakiś? Aż jeden z zaproszonych mówi mi prosto w oczy: - Adam, z tej piły nie zrobi się przedstawienia. A jednak wziąłem się za "Balladynę" i dałem premierę, która stała się sensacyjnym wydarzeniem teatralnym. Goplanę zrobiłem czarownicą, ale zamiast miotły wsadziłem jej między nogi japoński motocykl honda. A Grabiec to pijany ludowy "zamordysta", więc gdy rozkazał odbierać ludziom paszporty i wiązać dzioby ptakom, postawiłem przed nim ubranych na czarno, jak urzędnicy, posłusznych wykonawców. Ministerstwo odmówiło mi zakupu trzech hond do tego spektaklu. Napisałem więc do ministra drugi list, w którym udowodniłem,