"Ferdydurke" w teatrze musi pozostawić niedosyt. Wielopiętrowa, obudowana autokomentarzem powieść o debiutującym pisarzu, który zmagając się z nieautentyczną Formą próbuje stworzyć Dzieło, jest przede wszystkim grą języka i literackich konwencji. Mieści w sobie obszerny "traktat o kulturze", zawarty w rozdziałach z Filidorem i Filibertem w tytule. W adaptacji Waldemara {#os#795}Śmigasiewicza{/#} większość efektów wynikających z narracyjności i polemicznego pazura utworu, zniknęła na rzecz tego, co jest w nim akcją, dzianiem się. Wraz z Józiem który zmalał w belfrze absolutnym i zdawkowym, śledzimy trzy epizody powieści, rozgrywające się w szkole, potem na pensji u Młodziaków i w dworku Hurleckich. Akcję wyznaczają kolejne uwikłania międzyludzkie, w których bohaterowi zostaje narzucona coraz to inna gęba. "Ferdydurke zredukowana do dwóch tematów: Niedojrzałości i Formy, "pupy" i "gęby", staje w szeregu wielu tekstó
Tytuł oryginalny
Gombrowicz z gębą
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Gazeta Morska nr 254