"Kosmos" Witolda Gombrowicza w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Gazur w Dzienniku Polskim.
Forma olśniewa, ale otwarte pozostaje pytanie: "o czym to jest?" Za kulisami. To spektakl, który ciągnie się stąd do nieskończoności. Jak wszechświat. Rozszerza się i pęcznieje - bez początku, środka i końca. Jest efektowny poprzez rozbłyski świateł i muzyczne wybuchy. I biegnący w nieznane, czyli donikąd. Mowa o "Kosmosie" według Witolda Gombrowicza w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, zrealizowanym na deskach Narodowego Starego Teatru. Od pierwszej sceny wiadomo, że znów olśni wizualnie. 10, 9, 8... Odliczanie jak na seansie hipnozy albo jak przy starcie statku kosmicznego. 3, 2, 1... Odlecieliśmy. Sztuka niby dzieje się w Zakopanem, ale tak naprawdę jesteśmy w innej galaktyce. Tam, gdzie nie ma znaczenia płeć (stąd np. narrator Witold, zwany Witolem, objawia się w postaci znakomitej roli Jaśminy Polak). Powoli obracająca się ściana, zarysowująca na scenie niemal nieustannie okrąg, zasłania i odkrywa. Pojawiające się wiszące symbole zmys�