"Arcydzieło" i "bełkot" - oba określenia da się udowodnić, oba równie często przewijają się, gdy chodzi o "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza. Utwór pisany na złość krytykom, którzy nie docenili jego debiutanckiego "Pamiętnika z okresu dojrzewania" stał się ostatecznie wiecznie aktualną rozprawą z pozorantami patrzącymi na świat i sztukę z pozycji wysokiej kultury dbającej o formę i treść, gdy tymczasem nic w życiu nie da się wpisać w ramki poprawności, a obszary konwenansu, ustalonego porządku i obyczaju to fikcja - życiowa i literacka. "Ferdydurke" stanowi sprzeciw wobec niedostrzeganiu tego, co jest "upupianiem", "dorabianiem gęby" i śmiesznym trzymaniem się z jednej strony tradycji, z drugiej bałwochwalczego nadążania za nowoczesnością. 30-letni Józio (stosownie zagubiony Mariusz Siudziński) trafia ponownie do szkoły i tak jak niegdyś dostaje porcję prawd do bezwzględnego wierzenia, których dobitnym symbolem jest eu
Tytuł oryginalny
Gombrowicz wielkim pisarzem był
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 223