"Pupa" w choreogr. Anny Hop w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Ewa Kretkowska w Dwutygodniku Stronie Kultury.
Jak zatańczyć Gombrowicza? Po co tańczyć Gombrowicza? Zwłaszcza w kraju, w którym taniec nie jest najpopularniejszą dziedziną sztuki, a specjalistów od Gombrowicza na pęczki? W "Pupie", najnowszej baletowej premierze Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, nie ma historii Józia z trzydziestakiem na karku, zapędzonego w dzieciństwo, upupionego, nie ma Pimki, ani Bladaczki, Młodziaków, dwór (być może) Hurleckich pojawia się na chwilę, a zamiast parobczaka - obiektu pożądania Miętusa - są cepeliowskie pary w strojach krakowskich. Jest dwanaścioro tancerzy w kostiumach zamazujących ich indywidualność, jest siłownia z wykresami postępu w realizacji programu, są tablety i iPhone'y i świetne animacje. Bo też "Pupa" Anny Hop i Stanisława Syrewicza nie miała być baletową wersją Gombrowiczowskiej "Ferdydurke". Jak mówią twórcy spektaklu, chodziło raczej o odniesienie się do kluczowych w powieści pojęć. "Pupa" Hop pragnie być gombrowiczowska z ducha.