Już pierwsza scena dobrze zapowiada, jakie to będzie. Świąteczne miejsce przechadzek jakby się zrodziło w wyobraźni niedzielnego malarza. Takie i radosne, kolorowe, i śmieszne, i jakieś takie nieodpowiedzialne, coś nie całkiem... No a jak się objawia kolorowa limuzyna (model sprzed 50 lat, takie wozy, jak pamiętają starzy, montowały na licencji General Motors Zakłady Mechaniczne Lilpop, Rau i Loewenstein w Warszawie), a w limuzynie król Ignacy, królowa Małgorzata, panowie i damy dworu, a jak to się wszystko przemieszcza z niewymuszoną elegancją w przód i w tył, a podstawiony żebrak udaje ludność wystawioną na dobrodziejstwa Najjaśniejszego Pana, no i te odzywki, powiedzenia głupawe, dowcipaski, ale dworskie, urzędowo - żartobliwe, ważne, bo od monarchy idące, i jak widzimy ten cały ruch, słyszymy te przymilne pogadywania, to już się czujemy tak i absurdalnie, i konkretnie, z taką się czujemy konkretną absurdalnością spoufaleni. A kręci się
Tytuł oryginalny
Gombrowicz nieseminaryjny
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 2