- Jeśli zrezygnujemy w teatrze z klasyki, a więc repertuaru, który ociera się o pozycje z kanonu lektur szkolnych, nie będziemy mieli publiczności. Wydaje mi się, że teatr pozwala ożyć wielkiej literaturze, która coraz częściej przestaje być zrozumiała dla młodego czytelnika - mówi ARTUR TYSZKIEWICZ, reżyser "Ferdydurke" w Teatrze Polskim w Poznaniu.
Z Arturem Tyszkiewiczem [na zdjęciu] o Gombrowiczu i teatrze lekturowym rozmawia Stefan Drajewski: Kim jest dla Pana twórczość Witolda Gombrowicza? - Gombrowicz, nie ukrywam, "wielkim poetą był", że go samego zacytuję. Jeśli okoliczności pozwolą, będę do niego jeszcze wracał. Kilka lat temu zrealizowałem w Teatrze Szaniawskiego w Wałbrzychu "Iwonę, księżniczkę Burgunda", a teraz sięgam po "Ferdydurke". Dlaczego właśnie "Ferdydurke"? Pewnego razu przeczytałem w gazecie wypowiedź Romana Giertycha na temat Gombrowicza i doszedłem do wniosku, że nadszedł czas, aby wyreżyserować "Ferdydurke". Zadzwoniłem do Pawła Szkotaka i poprosiłem, aby przeczytał gazetę. I zgodził się na zmianę moich planów. Proszę zdradzić, co Pana zbulwersowało w wypowiedzi ówczesnego ministra edukacji? - Przyznał się w niej, że dopiero teraz przeczytał "Trans-Atlantyk", co już go w moich oczach kompromitowało jako ministra. Po lekturze doszedł do wn