Gdyśmy siedzieli z Gombrowiczem w kawiarni, w gronie młodych, podnosiłem się nieraz mówiąc, że idę na premierę. Autor "Ferdydurke" z komicznym zgorszeniem podnosił oczy ku sufitowi: "Czy panu nie szkoda czasu? Lepiej się napić kawy, czy wódki". Nie wiedzieliśmy, że w tym czasie już przekazał do druku swą "Iwonę, księżniczkę Burgunda", a niebawem miał się starać o jej wystawienie za pośrednictwem założonego przez Boya, "Młodego Teatru". Potem napisał "Ślub" i "Operetkę" (nie licząc pierwszej jej wersji, "Historii"). Jednak do teatru nie chodził ani w Argentynie, ani w Berlinie, ani we Francji. Teatry, jakby się chciały "zemścić" za ten bojkot i zaczęły pięknie Gombrowicza wystawiać. Ale ich "zemsta" sięgnęła dalej. Adaptacja powieści jest w teatrze ryzykowna, grozi odcięciem korzeni, zubożeniem, zwichnięciem. Tym bardziej - proza nowoczesna, pełna niuansów, wymagających poufnej lektury. Gombrowicza nie
Tytuł oryginalny
Gombrowicz bez Gombrowicza
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 267