"Neron" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Michał Centkowski w Newsweeku.
Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin zapraszają widzów na ucztę w rzymskim stylu. Na scenie, popijając wino, leżą senatorowie - ci z najdroższymi biletami, na widowni siedzą obywatele, na balkonach zaś tłoczy się plebs. Całe to przedstawienie ma za zadanie zadośćuczynić kaprysom władcy, artysty życia - Nerona (w tej roli Michał Czachor). I faktycznie tym razem w Teatrze Powszechnym bawią się przede wszystkim artyści. Dwugodzinne przedstawienie składa się z kilku monologów i całej serii mniej lub bardziej udanych interakcji z widzami. Niestety to, co w założeniach miało stanowić artystyczną prowokację czy też próbę zakwestionowania tradycyjnej relacji aktorów z publicznością, w większości przypadków okazuje się serią aktów mieszczańskiej transgresji. Być może męska nagość na scenie ma gdzieś jeszcze posmak odważnego przekraczania granic sztuki, ale raczej nic w polskim teatrze współczesnym. Wprawdzie sporo mówi się w "Neronie" o ciele