- Byliśmy wszyscy mocno związani z tą historią. Jestem człowiekiem, który czuje metaficzyczne dotknięcia, a jednocześnie się przed nimi broni. Tym razem po prostu im się poddałem. Zdaje mi się, że reszta ekipy również. Sądząc po tym, co zobaczyłem na ekranie, chyba wszyscy dobrze zrobiliśmy - mówi ADAM FERENCY o spektaklu Teatru TV "Golgota wrocławska".
Z Adamem Ferencym rozmawia Magdalena Rigamonti 26 lat minęło od "Przesłuchania" Ryszarda Bugajskiego. Tam był Pan ubekiem, w "Golgocie wrocławskiej" zagrał Pan ofiarę ubeków i ich metod... - I od razu wejdę pani w słowo, bo uważam, że zatoczyłem jakieś koło. Z kata zamieniłem się w ofiarę. A widział Pan "Golgotę wrocławską"? - Tak, i stało się coś dziwnego. Wie pani, niezbyt często zdarza mi się oglądać filmy czy spektakle telewizyjne ze swoim udziałem i zapominać o tym, że to ja co jakiś czas pojawiam się na ekranie. Tym razem tak się zdarzyło. I muszę przyznać, że jestem bardzo poruszony, a w zasadzie trudno mi było powstrzymać emocje na uwięzi. To, co Janek Komasa zrobił z tym tematem, trzeba chyba nazwać wielkim filmem, a nie teatrem telewizji. Co takiego się wydarzyło, że aktorski wyga z ponad 30-letnim stażem zaangażował się aż tak emocjonalnie w tę robotę? - Zanim zaczęliśmy nagrywać kolejne sceny (mieli�