Dramat powstały z nienawiści do europejskiej kultury jest dziś sztuką zwietrzałą.
To arcydzieło jest zwietrzałe. Genialny Beckett nieboszczyk napisał je był pół wieku temu, wiedziony nienawiścią, podobnie jak jego ongiś pracodawca wielki Joyce. Nienawiścią do europejskiej klasyki, do tradycyjnego teatru i dramatu. Napisał i dostał Nobla. Nic dziwnego. Był to czas tuż po rzezi drugiej wojny światowej, po kataklizmie, który dotknął samych fundamentów europejskiej kultury duchowej. Nędza człowieczeństwa, bezprzykładna, absurdalna, godna tyleż gorzkiej zadumy, co kpiny, była tematem-obsesją tego czasu, jego nastrojem, jego prześladowczym widmem. Ale dziś? Po upływie pół wieku? Co warta jest dziś kpina polegająca na tym, że zamiast klasycznej akcji dramatycznej jest czekanie, zamiast klasycznego głównego bohatera - dwie pary nieudaczników, a zamiast dialogu dramatycznego - kalekie rozmowy przygłupów? Jeśli ma to być kpina z tradycyjnego teatru, z klasycznego dramatu, to dziś jest już bezprzedmiotowa. Trady