Pośród festiwalu pierogów i kwaśnicy, w galeriach obuwia i fryzur, festiwal teatralny staje się czymś mało atrakcyjnym - pisze Maciej Nowak w Przekroju.
Na festiwale teatralne wyrzekałem już niejeden raz. I poglądów na temat nie zmieniam. Te zdychające święta próżności i niegdysiejszej sławy słabo się bronią w konfrontacji z narastającym ufestiwalowieniem całego naszego życia. Pośród festiwalu pierogów i kwaśnicy, w galeriach obuwia i fryzur, w teatrach odzieży (był, był taki przy Marszałkowskiej!) festiwal teatralny staje się czymś mało atrakcyjnym, elitarystycznym i zamkniętym w wąskim kręgu branży. W przypadku tegorocznego festiwalu Malta w Poznaniu ma to swój wyraz również symboliczny, albowiem po raz pierwszy w swojej historii centrum życia festiwalowego musiało opuścić Rynek. Wyparły go stamtąd budzące coraz większe emocje kluby go-go, które w konserwatywnej, mieszczańskiej Wielkopolsce robią zastanawiającą karierę. Nowym pępuszkiem festiwalu został plac Wolności, na którym zagościł projekt Generator. Kuratorem Generatora jest Katarzyna Mazurkiewicz, która zaproponowała st