Jak jest dzisiaj? Wciąż bardzo dobrze. Drukują, wystawiają. Premiery, promocje, bankiety. Życzliwość oczywiście jest, tyle że czasu brakuje. Redaktorzy są zalatani. Plan niewykonany, terminy gonią, zupełnie jak w zakładach wyrobu opon w PRL. I to się czasem odbija na jakości produkcji - pisze Elżbieta Sawicka.
"Odkąd zacząłem pisać, otaczali mnie ludzie życzliwi" - wyznaje Janusz Głowacki we wstępie do swojej książki "Jak być kochanym". Zaraz też przytacza liczne przykłady tej życzliwości ze strony osób indywidualnych oraz instytucji. Oficer w randze majora z MSW, kolega Rysiek z "Dziennika Telewizyjnego", tynkarz Kijanka z Greenpointu - wszyscy pytali go zatroskani, po co pisze. I w zasadzie odradzali. Specjalnej troski doznawał też przez lata ze strony cenzorów, docentów polonistyki UW oraz redaktora Janusza Wilhelmiego. Dawne dzieje. Jak jest dzisiaj? Wciąż bardzo dobrze. Drukują, wystawiają. Premiery, promocje, bankiety. Życzliwość rośnie. Tylko na odcinku redaktorskim, jak by to ujął docent Dłubniak, występują przejściowe trudności. To znaczy życzliwość oczywiście jest, tyle że czasu brakuje. Redaktorzy są zalatani. Plan niewykonany, terminy gonią, zupełnie jak w zakładach wyrobu opon w PRL. I to się czasem odbija na jakości produkcji.