"Bucharest Calling" Stefana Pecy w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Mirosław Winiarczyk w Tygodniku Idziemy.
Wystawienie na Scenie w Baraku Teatru Współczesnego rumuńskiej sztuki "Bucharest Calling" może budzić zdziwienie. Dyrekcja tego teatru przyzwyczaiła nas bowiem do repertuaru opartego na sprawdzonej klasyce i współczesnych utworach z dobrymi dialogami, klarowną reżyserią oraz przejrzyście podanymi tematami i problemami. Tego rodzaju polityka programowa spotykała się z aprobatą wiernej widowni. Rumuńska premiera jest przykładem, że także we Współczesnym - bodajże po raz pierwszy - zagościł modny dziś w Europie teatr tzw. brutalistów, podobny w wielu krajach. Rumuński autor nie przypadkiem dał swej sztuce tytuł angielski. Swoją sztuką włączył się w trend epatujący beznadzieją rzeczywistości. Kolej przyszła na Rumunię. Akcja rozgrywa się we współczesnym Bukareszcie, ukazanym tu jako postkomunistyczny skansen. Na małej, dusznej scenie oglądamy pięcioro stosunkowo młodych ludzi, sfrustrowanych brakiem perspektyw, zaplątanych w podejrzane inter