Będę głosować, bo to przywilej i obowiązek wywalczony przez długie lata i wiele pokoleń. Na dodatek zagrażają nam autorytarne tendencje - mówi Janusz Kijowski, dyrektor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie.
Mariusz Kowalewski: Pamięta Pan swoje pierwsze wybory? Janusz Kijowski [na zdjęciu]: Pamiętam, było to w 1989 roku. Wybieraliśmy wtedy Sejm Kontraktowy. Mieszkałem wtedy w Brukseli, to był moment podniosły, moment święta, że mogłem pójść do budynku, który dotychczas był synonimem reżimu, czyli ambasady PRL. Idąc po schodach do tego budynku, miałem wrażenie, jakbym szedł do Bastylii. Dlaczego? - Po prostu poczułem się wtedy obywatelem wolnego kraju. Później uczestniczył Pan w wyborach? - We wszystkich. Zawodził się Pan już po wyborach, kiedy okazywało się, że partia, na którą oddał Pan swój głos, nie spełnia pokładanych w niej nadziei? - Pamiętam, jak w 1990 w Brukseli zawiązaliśmy komitet wspierający kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego na prezydenta Polski. Myśmy w Brukseli wygrali. Ale już wieczorem okazało się, że w kraju Mazowieckiego wyprzedził Stanisław Tymiński. Była to dla nas bardzo gorzka lekcja demo