Spektakl traktujący o tak ważnej i drażliwej kwestii zdaje się niemożliwym do oceny jedynie na płaszczyźnie warsztatowej i estetycznej. Odbiór zależy w dużej mierze od umiejętności emocjonalnego zaangażowania się w treść przekazu. Dzieje się tak ze względu na wyjątkowo mocne osadzeniu tematu w kontekście pozateatralnym - o spektaklu "Nic co ludzkie" w reż. Łukasza Witta-Michałowskiego, Pawła Passiniego i Piotra Ratajczaka na Scenie Prapremier InVitro pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.
Premiera spektaklu "Nic co ludzkie" zainaugurowała działalność Sceny Prapremier InVitro w Lublinie. Nie był to zwykły spektakl, tak jak zwykły nie jest powstający poza organizmem teatru instytucjonalnego projekt InVitro. "Nic co ludzkie" składa się z trzech mini-spektakli skupionych wokół problematyki antysemityzmu w Polsce. Poszczególne części przygotowane przez różnych reżyserów (Łukasz Witt-Michałowski, Paweł Passini, Piotr Ratajczak) pomimo zupełnie różnego charakteru złożyły się w spójny przekaz o specyficznej logice. Elementem spajającym całość jest występowanie tych samych aktorów oraz tematyka ukazana w przenikających się perspektywach ofiary, świadka i kata. Ten odważny krok, jak na pierwsze przedsięwzięcie, wyniknął z doświadczeń zebranych w czasie warsztatów "Sztuka dialogu", jakie odbyły się w ubiegłym roku w Nasutowie. Spektakl jest zapisem poszukiwań artystów, opartym na szeregu dokumentów archiwalnych i inspiracjach