"On tu nigdy nie wejdzie. Bo wydaje mu się, że my tu wszystkie biegamy nago i robimy dziwne rzeczy" - mówi o swoim mężu M'Lynn Eatenton. Ma rację, pan Eatenton, którego ona i jej przyjaciółka przedstawiają w najlepszym razie jako nieszkodliwego wariata - do końca spektaklu nie przekroczy progu salonu piękności, me wejdzie tu także pan Jones - mąż właścicielki, "przylepiony do kanapy ślimak". Przychodzą za to dwie wdowy (jedna nawet "podwójna") i świeżo upieczona mężatka, rozpoczyna pracę młoda rozwódka. O czym rozmawiają kobiety? O fryzurach, lakierze na paznokciach, różowych ciuchach, dzieciach, zdrowiu, religijnej ekstazie... no i oczywiście o mężczyznach. Mężczyźni zaś w tym samym czasie strzelają do ptaków, oglądają telewizję, wdają się w kryminalne afery, są niewdzięczni "najbardziej na świecie", montują w swych domach punktowe światło, bo są homoseksualistami. Sztuka opiera się na wartkiej paplaninie, napisana jest zgrabnie, ch
Źródło:
Materiał nadesłany
"Echo Krakowa" nr 55