MAM nieledwie pewność, że sztuka Kopita budzi u współczesnego widza amerykańskiego uczucia cierpkie, gorzkie, piołunowe. Mówi przecież o tym, że Statua Wolności ma stopnie splamione krwią Indian. Zabierano im przez wieki ziemię, bawoły, potem wolność, wreszcie życie, gdy w obronie wolności ośmielili się wstać z kolan. Tyle, że sztuka Kopita z ostentacyjnym uporem mówi jedynie o tym. Autor ucieka w krwawą przeszłość, ale zdaje się nie wyprowadzać z niej wniosków na dziś. To nie memento, to czkawka. Szarpie trzewia tym, co poczuwają się do narodowej, więc i moralnej łączności z pokoleniem, które mordowało Siouxów czy Komanczów. Dla tych, którym historia dała w wianie dosyć własnych targedii, sztuka Kopita uzyskuje wymiar niezbyt przejrzystego dagerotypu, na którym ktoś kogoś okrutnie morduje. Kto? Kogo? - Szarość tła zaciera tu obraz. Dagerotyp został misternie ożywiony magią teatru, czy warto jednak angażować się
Tytuł oryginalny
Gloria victis - I cóż z tego?
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny Nr 112