"Capri - wyspa uciekinierów" wg scenar. i w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Paweł Soszyński w Dwutygodniku.
Pierwsza scena to film - montaż z "Pogardy" Jeana-Luca Godarda. Paul otrzymuje list od Camille, która kończy w nim ich romans. W następnej scenie umiera, a Paul odwiedza plan zdjęciowy nieudanej ekranizacji "Odysei" Fritza Langa. Oglądamy inscenizację, w której na dachu słynnego domu Malapartego na Capri Odys ze wzniesionym mieczem widzi po raz pierwszy po latach Itakę rysującą się na morskim horyzoncie. Problem w tym, że na horyzoncie niczego nie ma. W najnowszym spektaklu Lupy sceniczni Godard i Lang dyskutują ten problem. "Może wyspa spowita jest mgłą!" - ucina temat wściekły Lang. W całym tym segmencie dominuje pytanie o sprawczość narracji artystycznej, jej realność. "Odchodzę", pisze Camille - więc umiera, padając ofiarą kochanka, który dzieło Langa uznał za zbyt artystowskie i dalekie od realności. Jeśli jednak nie widzimy niewidocznego lądu na końcu morza - nigdzie nie dopłyniemy, będziemy już zawsze dryfować. W "Capri" Lupa nie ma zł